sobota, 19 października 2013

Wydanie dziewiąte

Witam Was bardzo, ale to bardzo serdecznie.

Już na samym początku zapraszam Was do przeczytania dwóch historyjek, które powinno być odebrane przez Was bardzo pozytywnie. Mam nadzieję, że się spodoba.  

"Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego"

Na Serwerze Nuthei właśnie toczyła się bitwa, między oddziałem Tidka a Majcina. Było to potworne i trudne starcie, żaden dowódca nie chciał się poddać, liczyła się dla nich tylko wygrana. Ludzie, którzy mieszkali blisko miasta, przy którym toczyła się wojna, pochowali się w różnych jaskiniach, kryjówkach itd.
Każdy z dzielnych wojowników próbował zadać jak najbardziej bolesny cios przeciwnikowi. Tidek wraz z Majcinem dopingowali swoich reprezentantów. Po chwili Majcin zeskoczył ze swego konia i z ostrym mieczem biegł w prost na przeciwnika. Tidek nie był na to przygotowany, lecz i tak udało mu się uniknąć ciosu.
Nagle niebo zaczęła ogarniać czarne chmury, w powietrzu unosił się zapach "śmierci", bitwa nagle ustała. Wszyscy w bezruchu oczekiwali, na to co się może wydarzyć. Po chwili czekania wszyscy zobaczyli coś dziwnego. To wiedźmy z Tristam postanowiły dołączyć się do bitwy. Zaczęły strzelać różnymi zaklęciami w obydwie strony. Tidek oberwał w głowę, po czym się przewrócił. W głowie Majcina przemówiło w końcu sumienie - postanowił, że pomoże Tidkowi. Wiedźmy były tak niepoczytalne, że postanowiły strzelić jeszcze raz w konającego mężczyznę. Zaklęcie leciało, w ostatniej chwili Majcin skoczył w powietrze i sam oberwał. Upadł, lecz po chwili zaczęło się dziać z nim coś dziwnego. Powoli zaczął się zmniejszać, tracił ludzki wygląd: oczy zmieniły kolor na czerwony, dostał na skórze białego futra, wyskoczyły mu dwa duże zęby. Okazało się, że Majcin zamieniony został w królika. Wszyscy byli w szoku, nie wiedzieli co robić. Tidek nie mógł w to wszystko uwierzyć. Wiedźmy najwidoczniej wyczuły to, że zaraz mogą oberwać, więc uciekły na swoich miotłach w stronę północy.
Nagle Majcin zaczął mówić bardzo piskliwym głosem, lecz ludzkim:
- Dlaczego ja jestem taki mały? Co się ze mnę stało? - pytał.
Tidek odpowiedział:
- Dostałeś z zaklęcia. Jest mi przykro, że jesteś tym królikiem. Mogłeś się tak nie poświęcać.
- To był taki odruch, poczułem, że muszę ci pomóc. Ale jak ja teraz będę normalnie funkcjonował, jak będę prowadził moją armię?
- Ja na prawdę nie wiem, będziemy musieli znaleźć sposób abyś znowu był sobą.
- Czyli co, od teraz koniec wojen, jesteśmy w sojuszu? - zapytał Majcin.
- Tak, masz rację, teraz będziemy działać razem. - odpowiedział dumnie Tidek.
- Tylko co musimy zrobić, abym znowu był człowiekiem?
- Musimy odnaleźć miejsce gdzie mieszkają to wiedźmy i zmusić je do tego aby zrobiły eliksir przywracający ludzką postać.
- Dobra rozumiem, to ruszamy w drogę!
Od tej pory Tidek i Majcin stali się przyjaciółmi. Postanowili, że od teraz będą sobie pomagać na wzajem. Tidek przywołał swojego konia i biorąc na ręce Majcina, ruszył razem z nim w poszukiwaniu wiedźmy. Zapadła noc, a oni dalej błądzili. Byli głodny. Tidek postanowił, że coś upoluję, zaś Majcin w postaci królika miał zostać na miejscu. Po kilkunastu minutach wrócił z jeleniem na plecach. Rzucił go z wielką precyzją na ziemię. Majcin się uśmiechnął. Przyjaciele postanowili, że zrobią najpierw ognisko. Zbierali różne gałęzie na rozpałkę. Nawet królik - Majcin w swoim pyszczku przynosił co róż to nowe gałązki. Ognisko powstało, Tidek zaczął smażyć dużego jelenia, po czym swoim mieczem odkroił kawałek mięsa. Zasiedli do posiłku, w końcu znużył ich sen. Położyli się na twardej ziemi, przykryci trawą, po czym usnęli... Rano obudziły ich promienie słoneczne, przyjaciele wstali o tej samej porze. W pośpiechu wskoczyli na konia i ruszyli na północ. Nagle wydarzyło się coś strasznego, gdyż ogromna zwierzyna stratowała ich konia, skutkiem czego oboje z niego spadli. To działo się tak szybko, że nawet nie zdążyli zobaczyć co biegnie. Ich koń leżał zakrwawiony w gęstej trawie. Tidek do niego podbiegł, po czym zobaczył ogromną dziurę, z której sączyła się krew. Zaczął płakać, gdyż był to jego najlepszy przyjaciel. Przytulił konia bardzo mocno. Niestety zwierzę się wykrwawiło. Tidek postanowił, że tak go tu nie zostawi i że musi go pochować. Wykopał ogromny dół. Majcin nic się nie odzywał, najwidoczniej ta sytuacja go przerosła. Tidek powoli kładł ciało konia do ogromnego dołu, po czym zaczął zakopywać dziurę. Na końcu przytachał tam ogromny kamień, dzięki czemu będzie wiedział gdzie leży jego przyjaciel. Przyjaciele nie mieli innego wyjścia, musieli iść piechotą w stronę Tristam.
Szli przez parę dni, aż w końcu dotarli. Cichym i powolnym krokiem weszli w przedmieścia miasta. Panował tam straszny harmider, ciężko było usłyszeć nawet własne myśli. Nagle obok jakieś beczki leżała brązował peleryna i wiedźmiński kapelusz. Tidek postanowił, że nie może się wyróżniać od innych, założył ubranie. Majcina zaś wsadził na swoją głowę, po czym przykrył go kapeluszem. Szli przez parę minut, szukając podobizny złej wiedźmy. Niestety, nie było to takie proste. W końcu Tidek zobaczył tę wredną wiedźmę. Zaczął bardzo szybko biec. Wbiegł do kamiennej jaskini. Wiedźma właśnie coś gotowała. Rycerz wyciągnął swój legendarny miecz.
Po czym zapytał spokojnie:
- I co teraz powiesz?
Wiedźma, po chwili się odkręciła. Wyglądała paskudnie. Twarz jej była cała w krostach, miała wielki spiczasty nos, elfie uszy i poplątane włosy. Powiedziała szorstkim głosem:
- Czego ty ode mnie chcesz, odejdź stąd! - krzyczała.
- Nie, dopóki nie odmienisz mojego przyjaciela w człowieka!! Zamieniłaś go w królika, zapomniałaś?!
- Ech, no tak, pamiętam to... Ale najwidoczniej sam sobie na to zasłużył - wypowiedziała, śmiejąc się bezczelnie.
- Osz ty! Zaraz mój miecz nie będzie taki łaskawy i przebije twoje stare cielsko na wylot, rozumiesz? Czy mam ci to zademonstrować?
- Nie, nie. Dobrze, uspokój się... Gdzie masz tego "króliczka"? - zapytała.
- Tutaj. - opdowiedział Tidek, zdejmując kapelusz z głowy.
 Wiedźma złapała za futro Majcina i wrzuciła go do gorącego kotła.
Królik krzyczał:
- Aaaaa. Picze, ratunku!!!!!
Tidek zapytał:
- Co ty mu robisz, miałaś mu pomóc, a nie go męczyć!!
- Uspokuj się, wiem co robie! - krzyknęła wiedźma.
Nagle wyciągneła Majcina, jeszcze w postaci królika. Cały był umazany w jakieś mazi. Nagle mężczyzna zaczął się powiększać, powoli zaczął wyglądać jak człowiek. Tak, udało się. Majcin znowu był człowiekiem. Radość  była tak ogromna, że nie wiedział co z sobą zrobić. Przyjaciele zabrali dwie miotły stojąc obok ściany i polecieli w stronę krainy Nuthei i po kilku dniach dotarli do celu. Wojska przyjaciół przywitali ich bardzo sympatycznie. Tidek zrobił ogromną ucztę, gdzie razem z Majcinem doszedł do wniosku, że połączą swoje oddziały i będą działać razem.





"Wygląd to nie wszystko"


Za ogromną górą "Hentos" istniała kraina Nuthei. Było to miejsce gdzie panował spokój, gdzie ludzie troszczyli się o siebie wzajemnie. Nie było tam miejsca na kradzieże, obrażanie innych, czy nawet używanie brzydkiego słownictwa. Mieszkańcy w stosunku do siebie byli bardzo pomocni. Odznaczali się wysokimi umiejętnościami, jak też wysoką kulturą osobistą. Kraina ta miała dwóch władców - Tidka i Majcina, to właśnie oni stworzył tę cudowną oazę, to oni wprowadził do niej zasady, które panują do dziś. Znaleźli się również tacy, których nie obchodziło co wolno robić a czego nie. Wtedy o to władcy nie mieli wyboru - zdrajców musieli wysłać na Syberię, z której nie było już powrotu...
   Za krainą Nuthei, a dokładnie w "Dżungli Epikuera" mieszkał pewien potwór. Nie miał przyjaciół, gdyż nie był znany przez nikogo. Jego imię to Nargor. Legenda głosi, że potwór kilkanaście lat temu był normalnym człowiekiem, lecz zła czarownica zamieniła go w to czym pozostał do teraz. Nikt nie wie czym, ponieważ wygląd tego stwora mówi sam za siebie. Jego sylwetka jest tęgiej postury, na jego głowie nie rosną włosy, ma wielki, spiczasty nos, w którym leśne mrówki założyły sobie kolonię, a w odstających uszach domek sobie zrobiły wiewiórki. Ubrany był w stare brudne łachy nad którymi latały muchy. Nargor jeszcze nikomu krzywdy nie zrobił, ale i tak wzbudzał wielki niepokój. Jeżeli ktoś go zobaczy od razu bierze nogi za pas i ucieka gdzie pieprz rośnie...
Pewnego razu chłopiec imieniem Sisley postanowił, że pójdzie na polowanie, ponieważ w jego spiżarni nie pozostało już nic. Zabrał swój drewniany łuk, mocno naostrzone strzały i ruszył na swoim wiernym koniu, ku granicy krainy. Po kilku godzinach dojechał do celu, do "Dżungli Epikuera". Swojego konia zostawił przy wejściu do Dżungli a sam uzbrojony w łuk i strzały ruszył przed siebie. Czujnie rozglądał się we wszystkie strony, nadsłuchiwał każdego dźwięku. Wiedział, że jest to niebezpieczne, gdyż w każdej chwilki jakaś biegnąca zwierzyna może go stratować. Odważny chłopak penetrował tutejszą roślinność, wiedział że za jakimś krzaczkiem coś się chowa. Powoli podchodził do rośliny napiął już łuk, a z krzaczka wyskoczył mały zając, który wystraszony uciekł daleko w Dżunglę. Chłopak pomyślał:
- Ja królikiem się nie najem, muszę znaleźć coś większego.
Długo nie musiał czekać, tuż za jego plecami stał ogromny potwór, otworzył swoją ogromną paszcze, robiąc przy tym ogromny hałas.
Chłopiec popatrzał błagalnie na potwora, po czym rzekł:
- Nie jedz mnie proszę, ja nie jestem dobry, dzisiaj tarzałem się w krowim łajnie, cały cuchnę.
Potwór popatrzał na niego ze zdziwieniem, po czym powiedział:
- Ech, ja nie jem ludzi, tylko ziewałem. I nie martw się nie zjem cię, nie jem ludzi, jak miałbym jeść kogoś kim kiedyś byłem?
Potwór posmutniał, jego oczy przypominały kule w których jest woda. Zaczął płakać, ogromna fala łez zalała Sisleya, chłopiec wydyszał:
- Raaattunku, ja się topiee!!!!
Potwór przestał szlochać i wtedy chłopak mógł spokojnie wziąć oddech.
- Prawie mnie zabiłeś! - krzyknął chłopiec.
- Przepraszam Cię bardzo, ale naprawdę jest mi smutno, też chciałbym być człowiekiem tak jak kiedyś i mieszkać znowu na Nuthei. - odpowidział  Nargor.
Sisley bardzo zdziwiony zapytał:
- To ty mieszkałeś na Nuthei?
Potwór również zdziwiony tego pytania odpowiedział spokojnie:
- Tak mieszkałem, dopóki ta straszna wiedźma Kylione nie zamieniła mnie w to ohydne coś. Jak ja bym ją złapał, to bym jej włosy z głowy powyrywał...
Chłopiec uspokoił stwora po czym się przedstawił:
- Jak coś mam na imię Sisley, a ty?
Olbrzym powiedział dumnie:
- Ja mam na imię Nargor, miło mi.
- Mi również, a więc czy jest sposób abyś znowu był człowiekiem? - zapytał chłopak.
- Tak jest sposób, ale bardzo trudny, gdyż trzeba znaleźć osobę, która mi to zrobiła i to ona musi cofnąć czar, szukałem jej bardzo długo, ale na próżno.
- Znajdziemy tą wiedźmę, która Ci to zrobiła!! - wykrzyknął Sisley.
Od tej pory Sisley z Nargorem nie rozłączali się wcale, cały czas szukali wiedźmy o imieniu Kylione, wiedzieli tylko że ukrywa się w jaskini, która jest położona na szczycie góry "Hentos".
Przeszli już bardzo dużo, lecz do góry Hentos było jeszcze bardzo daleko. Powiedzieli sobie, że muszą się zatrzymać, ponieważ jest im zimno, są zmęczeni i głodni. Nargor zajął się budowaniem szałasów i robieniem ogniska, a Sisley zdobywaniem pożywienia. Chłopak upolował dziesięć dużych zająców i jednego jelenia. Nargor usmażył zdobycze, po czym zaczęli je jeść. Potwór zjadł jelenia i siedem zająców, chłopcu pozostały trzy zające, dzięki którym czuł się bardzo nasycony. Później każdy poszedł do swojego szałasu. Schronienie Nargora było ogromne, miało dziesięć metrów -  potwór ułożył się wygodnie, po czym zamknął oczy i usnął. Sisley chwilkę jeszcze się kręcił, ale ze zmęczenia same zamknęły mu się oczy.
Rankiem obudziły ich promienie słoneczne. Przyjaciele się zbudzili i postanowili ruszyć w dalszą podróż. Po kilkugodzinnej wędrówce, doszli do góry w której mieszkała zła czarownica. Jej siedziba znajdowała się na samym szczycie. Nagle potwór powiedział:
- Ja jestem za wielki, nie dam rady tam wejść. Zrobię dużo hałasu i ją wystraszę,  wszystko pójdzie na marne.
Chłopak odpowiedział:
- Dobrze, ja pójdę ale ty przez ten czas siedź tu i nie wydawaj żadnych dźwięków, tak aby cię ona nie usłyszała.
Potwór się zgodził, po czym wziął w dłonie Sisleya i włożył go na skałę do której dosięgał, po to aby ułatwić wejście chłopakowi. Sisley wdrapywał się powoli, było mu ciężko ponieważ dźwigał łuk i strzały, ale po kilku minutach w końcu dopiął swojego celu. Wszedł do pieczary i od razu zobaczył czarownicę, właśnie przygotowywała jakiś wywar. Chłopak napiął swój łuk i powiedział:
- Stać nie ruszać się!!
Czarownica tak się wystraszyła, że aż przez przypadek włożyła dłoń do kotła, w którym zapewne była przygotowywana jakaś mikstura.
- Aaaał, PIECZE!! - krzyknęła
- Mnie to na prawdę nie obchodzi, przychodzę tylko po to abyś odczarowała Nargora, przywracając mu poprzedni wygląd. - powiedział chłopiec
- Ech, nie zrobię tego, nigdy, nie ma za swoje!
- No to w takim razie moja strzała będzie musiała przejść przez twoje ciało na wylot! - powiedział.
Wiedźma widocznie się przestraszyła, bo od razu powiedziała, że odczaruje potwora.
- Nargor jest na dole, idź do niego i odczaruj go, bo inaczej wiesz co cię spotka!
- Dobrze już idę tylko muszę wziąć fiolkę dzięki której z powrotem będzie człowiekiem.
Wzięła miksturę, po czym usiadła na swoją miotłę, dzięki której poleciała na dół. Chłopak usiadł obok wiedźmy i razem ruszyli w stronę potwora.
- Odczaruj mnie w tej chwili!!! - krzyczał.
- Już, już, musisz to wypić - powiedziała Kylione.
Dała mu fioletową fiolkę, potwór szybko ją wypił i naglę powoli zamieniał się w człowieka, najpierw zaczęły wyrastać mu włosy, później jego nos i uszy zaczęły dostawać normalnych kształtów, a jego wielkość zmniejszała się z każdą sekundą. Po chwili przed Sisleyem stał mężczyzna. Zdziwienie chłopaka było ogromne. Wiedźma powiedziała, że zrobiła swoje, po czym odleciała na miotle. Mężczyzna zapytał:
- Jak wyglądam?
- Jak człowiek. - odpowiedział chłopiec
Nargor tak się cieszył, że aż skakał z radości, nagle zobaczył pobliski strumyk, podszedł do niego i spojrzał, po czym zaczął dotykać swojej twarzy.
- Jaki ja przystojny, jakie ładnie włosy, nie mam odstających uszów!!! - krzyczał.
Przyjaciele postanowili, że wrócą do swojej krainy, szli przez pięć dni, ale w końcu doszli do granicy krainy. Sisley zobaczył, że jego wierzchowiec czekał na niego cały czas - zadowolony przytulił konia. Towarzysze razem wsiedli na wierzchowca i ruszyli w stronę krainy Nuthei. Już na samym początku powitali ich władcy, zsiedli z konia po czym Nargor powiedział:
- Tidek czy ty mnie jeszcze pamiętasz?
- Nie! Kim ty jesteś, i skąd znasz moje imię? - zapytał Władca.
- Kilka lat temu byłem strażnikiem w Twoim zamku, mam na imię Nargor.
- Oooo!!! Tyle lat się nie widzieliśmy, gdzie ty się podziewałeś - zapytał Król.
- Niestety zła wiedźma zamieniała mnie w potwora i ukrywałem się w Dżungli. Dzięki Sisleyowi znowu jestem człowiekiem. Bez niego dalej bym siedział i nie wiedział co z sobą zrobić...
Majcin i Tidek zorganizował wielką ucztę - wszyscy bawili się doskonale. Sisley opowiadał gościom o swoich przygodach, i o tym jak uratował Nargora.
Nargor został znowu strażnikiem Króla, a chłopak w nagrodę dostał małe zamek na wzgórzu, w którym mógł zamieszkać.







A teraz nadszedł czas na wierszyk o naszym skromnym Serwerze.

Nuthei to Serwer wspaniały,
każdy jest tu roześmiany.
Jest tu bardzo wesoło,
dużo ludzi wkoło.

Każdy się dobrze zachowuje,
ten Serwer dobrze reprezentuje.
Nikt brzydkiego słowa na ten świat nie powie,
Gracze są jak bohaterowie.
Herosów szukają,
na Tytanów czyhają.
PVP to dla nich zabawa,
ogromne dla Nich brawa.

To Serwer na prawdę silny,
każdy jest tam bardzo pilny.
Pomagają każdemu,
nie oczekując od Nas nic w zamian,
są autorytetami do naśladowania.

Opini na ten temat jest tysiące,
one są bardzo zaskakujące.
Ludzie mówią, że jest tam fajna atmosfera,
to nie jest żadna afera!

Nuthei to Serwer fajny,
bardzo miły i zabawny.
Każdy się do siebie z szacunkiem odnosi,
regulamin Serwera uczynny gracz głosi.

Ten Serwer jest dla wielu - przyjacielem,
dla niektórych pocieszycielem.
Ich kultura osobista jest bardzo wysoka,
ogromna jak ta Epoka.

Złego zdania na ten Serwer nie powiem,
a wręcz przeciwnie, każdemu o nim opowiem.
Na Nuthei panuje, mądrość, szacunek, odwaga,
dla nich należy się flaga.

Oni nigdy się nie poddają,
słabszym graczom bardzo pomagają.
Każdy ich zna  bardzo dobrze,
oni nie dadzą się nawet złej kobrze.

Gracze nikomu nie przeszkadzają,
po ziemi Nuthei cicho stąpają.
Na tym Serwerze nikogo nikt nie denerwuje,
tam się rewolucji dokonuje,
każdy sobie serdecznie gratuluje.

Wypady na herosów, to prawdziwa zabwa,
dla nich jest to miła wyprawa.
Chodzenie na tytanów to dla Nich czysta przyjemność,
czysta formalność, nie żadna ciemność.

Są bardzo wyrozumiali w stosunku do innych,
Nie lubią graczy: małych, dziecinnych.
Jeżeli coś im nie pasuje,
albo czegoś brakuje.
Załatwiają sprawę raz a dobrze,
więc się kryj łotrze.

To Serwer, w którym nie ma miejsca na złe zachowanie,
tylko na dobre sprawowanie.
Każdy przyjemnie czas tam spędzi,
wszystkie wspomnienia zostaną w pamięci.

Różne spotkania się tam odbywają,
wszyscy do siebie sympatią pałają.
Dużo śmiesznych rzeczy tam się dzieje,
wiatr w oczy nigdy im nie wieje.


W Margonem Nuthei króluje,
Tam Marcin z Maćkiem władze sprawuje.

Nadszedł wiersza tego koniec,
w moją stronę biegnie goniec.
Coś się dzieję, nie do wiary,
to Nuthei Serwer wspaniały.

Teraz już na prawdę muszę się pożegnać,
tylko ciężko mi jest przestać.
Więc żegnam się z Wami,
z Waszymi cudami.
Mam nadzieję, że kiedyś się spotkamy,
i sobie na spokojnie porozmawiamy...



W dzisiejszym "literackim" wydaniu to wszystko. Bardzo chciałem aby właśnie to wydanie różniło się od innych, dlatego cały numer poświęciłem części artystycznej. Mam nadzieję, że wszystko Wam się podobało i raczej nie będzie na to skarg.
Pozdrawiam. :)



/Villey

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz